Dzieci do naszego domu dziecka trafiają z... więzienia. Gdyby nas tu nie było, „wychowywałyby się” w zakładzie karnym u boku ojca czy matki z wyrokiem trzech, dziesięciu, a nawet 25 lat pozbawienia wolności. Może dziwić fakt, że dzieci towarzyszą rodzicom-skazańcom w więzieniu. Niestety w Boliwii to normalne.
s. Alicja Barcik (s. Bonawentura), serafitka
Hogar de la Esperanza to dom dziecka w Santa Cruz w Boliwii. Został utworzony w 2000 roku w dzielnicy Zona Norte, a od 2014 roku prowadzą go siostry serafitki. Dla mieszkających tam dzieci jest to jedyny dom, jaki mają i jaki znają. Większość podopiecznych to dzieci skazańców z więzienia Palmasola o zaostrzonym rygorze. Więzienie zajmuje ogromny obszar, który przypomina raczej dzielnicę niż typowy zakład karny.
W pawilonie dla kobiet zgodnie z boliwijskim prawem mogą przebywać dzieci do 6. roku życia. W praktyce mieszkają tam całe rodziny. Dzieci narażone są na deprawację już od samego początku. Śpią na ulicach, bo za mieszkanie w celi trzeba zapłacić. Padają ofiarami molestowania seksualnego i przemocy. Ponieważ jako jedyne mogą opuszczać więzienie, często są wykorzystywane do przemytu broni czy narkotyków.
Nieletni żyją tam w strasznej nędzy. Dzieci rodziców odbywających karę są brudne, półnagie, czasami nocują w rynsztoku. Są wykorzystywane do przemytu narkotyków, molestowane seksualnie, a niekiedy zabijane. Nie mają szans na edukację.
Oprócz dzieci skazańców do Hogar de la Esperanza trafiają dzieci porzucone, zaniedbane, doświadczające przemocy, sieroty socjalne. Kierowane są tam przez Defensoría de Niños, czyli Wydział ds. Dzieci. Każde z nich ma swoją historię, której ciężaru nie zniósłby nie jeden dorosły. W domu dziecka prowadzonym przez siostry mają wsparcie psychologiczne, dzięki czemu uczą się żyć z przeszłością. Przede wszystkim jednak jest ktoś, kto poświęca im czas i dba o ich rozwój, także moralny. Dopiero tutaj mogą być dziećmi – nie muszą myśleć o tym, co zjeść i gdzie przenocować. Mają opiekę i poczucie bezpieczeństwa.