03 Marca Missions
To była ciężka noc - relacja z Irpienia k. Kijowa

Noc była ciężka, trwały bombardowania Kijowa, a rano obudził mnie wybuch i ostrzał artylerii - mówi ks. Andrzej, z którym rozmawiamy prosto z Irpienia na przedmieściach Kijowa.


Po tygodniu od rozpoczęcia działań wojennych związanych z inwazją rosyjską w Ukrainie, udało nam się zarejestrować rozmowę z sercańskim misjonarzem, ks. Andrzejem, który pracuje w Irpieniu na przedmieściach Kijowa. Jak wiadomo Kijów jako stolica od samego początku jest najbardziej atakowany. W pierwszej kolejności zapytaliśmy o to, jak minęła ostatnia noc.

- Noc dzisiaj była ciężka. Dlaczego? Ponieważ było ogłoszone, że wojska okupacyjne będą starały się wtargnąć przez zachodnią część Kijowa. Zachodnia część to właśnie Irpień, Bucza, Gostomel. To są właśnie te wszystkie miejsca, o których słyszymy w wiadomościach, a ja doświadczam tego na żywo. (…) Granica tych wszystkich działań wojennych idzie u nas – relacjonuje ks. Andrei Oleinic SCJ.

Rzeczywistość zmieniła się diametralnie. Mieszkańcy stosują się do zarządzeń władz, aby nie wychodzić z domów. Godzina policyjna trwa od 17:00 do 8:00 rano. Co kilka godzin, a czasem nawet co godzinę przychodzą powiadomienia o kolejnym bombardowaniu.
- Dzisiejszy poranek wyglądał tak, że nie obudziłem się o 6:00/7:00 przez budzik, tylko dlatego, że był wybuch i rozpoczęła się kanonada z artylerii, czyli to jest taki trwający od 5 do 15 sekund ostrzał – mówi misjonarz.

Mszę odbywają się dwa razy dziennie, poranną odprawia zazwyczaj proboszcz, ks. Tadeusz Wołos. Druga odbywa się on-line, żeby w transmisji mogło „uczestniczyć” więcej osób.
- Oprócz tego staram się utrzymywać kontakt z ludźmi, naszymi parafianami. Codziennie rano i wieczorem piszę do nich przez wszystkie możliwe komunikatory, żeby zapytać, czy wszystko mają, Jeśli potrzebują pomocy, to przekazuję im kontakt do lokalnych wolontariuszy. Podtrzymuję z nimi kontakt, żeby zadbać o ich stan psychiczny i duchowy. Od samego początku podaliśmy też informację, że jeśli ktoś nie ma gdzie się ukryć, to może przyjść do kościoła.

Codzienność osób, które zdecydowały się pozostać w Kijowie i okolicach, i nie opuszczać swoich domów mimo działań wojennych, jest trudna. Wcześniej chleb kosztował 13 hrywien, teraz kosztuje 50 hrywien. Żywność jest dystrybuowana przez ukraiński rząd. Ksiądz Andrzej zapytany, czy decyzja o pozostaniu w Irpieniu była dla niego trudna, odpowiada, że nie zastanawiał się ani chwili. Wszyscy księża zostali w swoich parafiach, nikt nie wyjechał, chociaż z dnia na dzień sytuacja się pogarsza. Misjonarz opowiada o tym, że w pierwszych dniach wojny pociski trafiały w obiekty wojskowe, ale teraz bombardowane jest wszystko – domy, szpitale, oddziały położnicze. Zniszczenia są ogromne. Zapytaliśmy o to, jak pomóc i czy jest coś, co możemy teraz zrobić.

- Prosimy o modlitwę. Dopiero kiedy to wszystko się skończy, wtedy zacznie się szukanie i prośby o pomoc, będziemy znali potrzeby i konkretne kierunki tych potrzeb. (…) My na pewno, jako Kościół katolicki będziemy starali się pomóc, w pierwszej kolejności tym ludziom, którzy stracili swoje domy, mieszkania, wszystko. Nie ma pracy, nie ma pieniędzy.

Na ten czas sercanie w imieniu swoim i mieszkańców proszą przede wszystkim o modlitwę i zapewnia, że to właśnie wsparcie duchowe pozwala im przetrwać mimo ekstremalnie trudnych momentów.

- Bóg zapłać za wszystko, za pomoc duchową. To naprawdę odczuwa się, że ludzie się za Ciebie modlą. Nie ma tego strachu, paniki, bo pierwsze dni było bardzo ciężko – psychicznie, moralnie. Trzeba to było przeżyć. Po dwóch trzech dniach to wszystko się uspokaja i ta duchowa tarcza pomaga tak, że człowiek nie myśli tylko o sobie, ale stara się tej innych objąć modlitwą także Bóg zapłać za wszelką modlitwę, którą ofiarujecie za nas.