12 Lipca Misje
Nowa misja w Czadzie - budowa kościoła

Ksiądz Jakub Szałek, misjonarz z Czadu, który przebywa aktualnie na wakacjach w Polsce przekazał nam wspaniałe wieści. Tuż przed jego odlotem z Afryki robotnicy zakończyli wylewanie wieńca na ścianach nowo budowanego kościoła w Lai.


Ksiądz Jakub, prezbiter diecezji bydgoskiej, którego wspieramy przede wszystkim w budowie studni głębinowych, poprosił nas przed dwoma laty o pomoc w budowie struktur nowej parafii powstającej na obrzeżach Lai w Czadzie. Wspólnota katolików spotykała się na modlitwy i Eucharystię pod wielkim mangowcem... i jak dzielił się z nami ks. Jakub: „Było to wyjątkowe piękne doświadczenie Kościoła, to jednak przyszedł czas na budowanie materialnych struktur". Projekt pomocy dla parafian księdza Szałka nazwaliśmy: "Nowa misja w Czadzie". Wasza hojność była tak duża, że mogliśmy przesłać do Afryki aż 378 tysięcy złotych.138 000 złotych pochłonęła budowa sali parafialnej, która aktualnie pełni funkcję kaplicy. Natomiast za 260 000 zł powstały fundamenty kościoła i ściany, które możecie zobaczyć na zdjęciach. Bardzo dziękujemy!

Poniżej przypominamy wywiad z ks. Jakubem Szałkiem opublikowany w magazynie "Misje" NR 1(2) 2022.

ks. Piotr Chmielecki SCJ: Ile lat pracujesz na misjach w Czadzie?

ks. Jakub Szałek: 16 lat. Do Czadu przyjechałem w 2005 roku, dokładnie 14 września – to jest pamiętna data dla mnie, ponieważ jest to święto Podwyższenia Krzyża Świętego. Pierwsze dwa lata byłem na jednej misji, która nazywa się Deresia, potem osiem lat w Batchoro, potem sześć lat w Doumougu i teraz po wakacjach wracam na taką dziewiczą placówkę, gdzie są niecałe cztery hektary ziemi i trzeba tam stworzyć nową misję.

To jest druga misja, którą zaczynasz od zera?

Tak, druga od zera. Pierwsze dwa miejsca, do których trafiłem, to placówki misyjne, gdzie kościół, szkoła i plebania były już wybudowane. Ale jeśli chodzi o zaczynanie od zera, jest to moja druga misja.

I od czego to wszystko się zacznie?

Zaczniemy od wykopania studni. Odezwało się do mnie stowarzyszenie Pomoc Kościołowi w Potrzebie, że pewne małżeństwo lekarzy chce sfinansować budowę studni. Napisał do mnie pan z tej organizacji, czy nie zaangażowałbym się w budowę studni. Ja oczywiście się zgodziłem i powiedziałem, że to się bardzo przyda. Chcemy też zbudować salę, która będzie służyła jako kaplica. Pragniemy również zbudować szkołę podstawową, będziemy szukać funduszy razem z biskupem, żeby to sfinansować. Więc to są trzy główne punkty: studnia, sala spotkań i pierwszy budynek szkoły z trzema klasami.

Doumougu to taka większa wioska, a teraz przechodzisz do miasta. Czym zajmowali się Twoi parafianie w Doumougu, a czym zajmują się w Lai? Co jest źródłem ich utrzymania?

Wielkiej różnicy nie ma, dlatego że w Czadzie to może tylko stolica i trzy wielkie miasta różnią się od pozostałych miejscowości, ale tam, gdzie byłem, w Doumougu, są głównie rolnicy zajmujący się uprawą ryżu i sorgo. Tutaj, w Lai, to też w większości rolnicy. To jest miasto, ale tak naprawdę to taka duża wioska, też uprawia się ryż, sorgo i orzeszki ziemne. W Lai jest rzeka Logon i część ludzi zajmuje się rybołówstwem – łowi i sprzedaje ryby. Nie ma jednak jakiejś spektakularnej różnicy, to jest prawie to samo.

Była mowa o triadzie ewangelizacyjnej (kościół, szkoła, przychodnia zdrowia), ale może powiesz, jak wygląda ewangelizacja w warunkach czadyjskich?

Naszym głównym zajęciem jest przygotowywanie ludzi do sakramentu chrztu. Bo trzeba pamiętać, że w Czadzie chrześcijaństwo jest od niecałych 100 lat. Dzieci swoją katechezę rozpoczynają w wieku siedmiu lub ośmiu lat. Wynika to z tego, że niewiele jest tu rodzin, w których oboje rodzice są ochrzczeni czy mają ślub i mogą ochrzcić swoje dzieci. Katecheza trwa cztery lata, następnie w Wielkanoc odbywa się Chrzest razem z Pierwszą Komunią Świętą, potem przez dwa lata trwa przygotowanie do bierzmowania. To dzięki Słowu Bożemu ludzie pragną być ochrzczeni. Państwo niezbyt angażuje się w działania socjalne, edukację czy ochronę zdrowia. Dlatego teraz odpowiada za to Kościół. Dzięki temu udaje się nam zdobyć zaufanie tych ludzi. Ponieważ jeżeli ktoś daje coś od siebie za darmo, uczy dzieci, leczy je, to bardzo dużo na tym zyskuje. Kościół staje się miejscem pełnym miłości, gdzie głoszenie Ewangelii to nie tylko sucha teoria. A to przekłada się na czyny. Dzięki temu budujemy studnie, przychodnie.

Czy bycie polskim białym księdzem katolickim w Czadzie to przywilej, czy udręka? Jaki jest stosunek lokalnej ludności do misjonarzy? Czy pamiętasz konkretne sytuacje z tym związane?

Niewątpliwie bycie misjonarzem to przywilej, dlatego że nie każdy może nim być i nie każdy ma takie możliwości. I tu nie chodzi o egoizm z mojej strony, ale wielu by chciało wyjechać do Czadu, lecz często zdrowie nie pozwala czy przełożeni nie zgadzają się na wyjazd. Dlatego jest to przywilej i zaszczyt. Jestem dumny z tego, że mogę tam być i posługiwać, chociaż teraz spoglądam na to ze smutkiem. Niestety, wygląda na to, że moje pokolenie jest ostatnim pokoleniem białych misjonarzy. Obserwuję, jak nowi wyjeżdżają, nawet jeżeli przyjechali długo po mnie. To ostatnie pokolenie z Europy.

A czemu niestety?

Bo myślę, że jako biały można wiele wnieść w życie tych ludzi. W Europie chrześcijaństwo jest zakorzenione, więc do Afryki przyjeżdża się z bagażem doświadczeń. Czadyjscy księża, oczywiście nic im nie ujmuję, nie mają takiego wzorca jak my, biali. Naszą rolą tam jest dać dobry przykład. Miejscowi ludzie bardzo to sobie cenią, bo dla nich biały człowiek to jest kler albo doktor. Mam tu na myśli ludzi z wioski, którzy nie potrafi ą pisać, czytać. Biały człowiek jest tam po to, aby im pomagać, nie z wyrachowania, a po prostu ze szczerości serca. To jest ktoś, kto się dla nich poświęca i daje się im cały. To sprawia wielką satysfakcję i radość, bo człowiek czuje się potrzebny. Nigdy przez te 16 lat nie doświadczyłem niczego negatywnego. Nikt mnie nie obraził, nie wyśmiał ani nie pytał, po co tu jestem. Wręcz przeciwnie, ci ludzie przeżywali każdy mój wyjazd na wakacje i pytali wiele razy, czy wrócę. To jest bardzo miłe.

A czemu nie ma nowych białych misjonarzy? Bo Europa nie jest w stanie się więcej dzielić czy Afryka uważa siebie za dojrzałą i nie chce ich przyjmować?

Myślę, że po prostu brakuje powołań w Europie, widać to też w Pol[1]ce. Ilu ludzi jest w seminariach czy ilu było święconych. Z jednej strony jest to po prostu brak kandydatów. Niektóre parafie nie mają wystarczająco dużo księży, żeby je wszystkie obstawić. Dlatego trzeba je łączyć. Tak jest na przykład w mojej diecezji w Bydgoszczy. Z drugiej strony natomiast księża sami nie chcą wyjeżdżać. Myślę, że gdyby młody ksiądz poszedł do swojego przełożonego, dostałby zgodę. Afryka jest trudnym terenem i wydaje mi się, że teraz dla misjonarzy bardziej atrakcyjna jest Ameryka Południowa. Mniej chorób, łagodniejszy klimat i lepsze warunki. Widzę, że misjonarze czy siostry zakonne chętniej wybierają ten kierunek.

Czyli uważasz, że za szybko to afrykańskie „dziecko” kościelne zostało opuszczone przez rodziców, że lepiej, gdyby przebywali tam jeszcze misjonarze.

Moim zdaniem tak. Należy tu zaznaczyć, że mówię o Czadzie, nie o Afryce ogólnie. Bo Kamerun, Nigeria to inny obraz Kościoła. Ale jeśli chodzi o Czad, to myślę, że tak. Ale to niestety jest przesądzone, bo nie ma już misjonarzy. Jakby było nawet dwóch czy trzech, byłoby to wielkim dobrodziejstwem. Widać, że jesteśmy potrzebni, bo lokalni biskupi i księża cenią sobie naszą obecność. Parafianie, którzy mają białego człowieka, czują się dowartościowani tym, że on u nich jest. A jak przychodzi miejscowy kapłan, to mówią, że to nie jest to, co wcześniej. Wiedzą, że tam, gdzie jest misjonarz, jest też trochę inne życie. Wtedy jest pomoc z zewnątrz, można ulepszać budynki, zdobywać lekarstwa, budować studnie. A jak jest tylko miejscowy ksiądz, to już nie ma wielu kontaktów.

Na koniec proszę o kilka słów do naszych Darczyńców.

Chciałbym serdecznie podziękować wszystkim tym, którzy wspierają nasze misje w jakikolwiek sposób (budowa studni, szkoły lub czegoś innego). To jest coś, co trudno wyrazić słowami. Dopiero gdy widzi się te dzieła, które powstają w samym środku Afryki, to człowiek może dostrzec tę pomoc. Te dzieła powstają dzięki pomocy z Polski, widać radość ludzi, którzy tam są i korzystają z tego, co my wszyscy razem robimy. Szczególnie mówię to w kontekście budowy studni, szkół czy bibliotek. Tam jest tak, że jeśli pomoc z zewnątrz nie przyjdzie, to po prostu tych projektów się nie zrealizuje. Tam niestety nie ma alternatywy. Jeśli nie ma pomocy z zewnątrz, to szkoła nie powstanie, bo nie ma tylu środków finansowych. Ludzie żyją w wielkiej biedzie. To, co my zarabiamy dziennie, dla niektórych stanowi dwutygodniową lub nawet miesięczną wypłatę. Średnia pensja nauczyciela w czadyjskiej wiosce to 50 lub 70 euro. Wyobraźmy sobie to, przenosząc to na polski grunt. Dla kogoś z Polski to nie są wielkie pieniądze, ale dla nich to miesięczna pensja. Naszym Darczyńcom chciałbym powiedzieć, że to, co czynimy, co Wy czynicie, trudno opisać słowami, żeby Wam za to podziękować. Miejcie świadomość, że to są wielkie dzieła. Dopiero kiedy widzi się na miejscu radość tych ludzi, to człowiek stwierdza, że warto.