21 Października Misje
Studnie w Czadzie - wywiad z misjonarzem

O tym, dlaczego Czadyjczyków nie stać na budowę studni, czy dzieła socjalne nie są zagrożeniem dla ewangelizacji i czy w Czadzie studnie są jeszcze potrzebne, z księdzem Jakubem Szałkiem rozmawiał ks. Piotr Chmielecki SCJ.


Ile wybudował Ksiądz studni w Czadzie? Czym kieruje się Ksiądz przy wyborze miejsca na budowę nowej studni?

W Czadzie, dzięki pomocy księży sercanów, wybudowałem ponad 50 studni. Taka możliwość jest czymś wspaniałym, bo tamtejsi ludzie w większości pili wodę, w której my byśmy się nawet nie umyli. Często sami czerpią wodę z wykopanych ręcznie dziur lub stawów. Budując studnie kieruję się potrzebą, czyli wybieram miejsca, gdzie nie ma źródła czystej wody. Przy każdej misji funkcjonuje komitet Caritas. Do tego komitetu ludzie z poszczególnych wiosek przynoszą swoje prośby dotyczące budowy. Po złożeniu takich wniosków, rozpatrujemy je komisyjnie. Często kierujemy się też tym, czy dane wioski mają już studnie, czy nie. Jeśli nie mają, to wiadomo, że ta wioska będzie brana pod uwagę, bo tam jest największa potrzeba.

Czemu lokalni mieszkańcy nie budują studni głębinowych, skoro woda z innych źródeł jest tak zanieczyszczona?

Nie ma ich dlatego, że miejscowym ludziom brakuje środków finansowych na budowę studni. Nie dadzą rady ich uzbierać, bo dla nich są to kolosalne sumy.

A czy mieszkańcy wioski partycypują w jakimś stopniu w budowie i utrzymaniu studni?

Tak, podczas budowy studni powstaje komitet, który czuwa nad utrzymaniem jej w dobrym stanie. Często studnią opiekuje się gospodarstwo, które jest obok. Żeby zabezpieczyć ją przed dewastacją, w nocy zamykają teren studni na kłódkę. Mieszkańcy zbierają pieniądze, zazwyczaj około 150 euro. Skarbnik trzyma je na potrzeby ewentualnych napraw, które zdarzają się, bo studnie pompują wodę cały dzień. Studnia stoi na środku wioski i kilkadziesiąt rodzin korzysta z niej cały czas. Kobiety przychodzą o 4:00 nad ranem i pompują wodę do 9:00, później przygotują posiłek i znowu przez kilka godzin pompują. Często jest tak, że zepsuje się łożysko, jakaś uszczelka lub łańcuch napędowy i wtedy skarbnik ma pieniądze, żeby te usterki naprawić.

Czy po budowie studni od razu widać zmianę w jakości życia lokalnej społeczności czy na efekt trzeba poczekać?

Widać to gołym okiem. Jeśli zamiast studni są dziury w ziemi wypełnione wodą, to jest to dezorganizacja życia w wiosce. Kobiety muszą przychodzić bardzo wcześnie rano i godzinami czekać na swoją kolej. Mają ze sobą powrozy (kilkumetrowe sznury) i wiaderko, do którego muszą zaczerpać wody. Można sobie wyobrazić, że jeśli przyjdzie kobieta z garnkiem i czerpie 40 litrów wody powrozem, to potrzebuje prawie godziny, żeby tę wodę dostać. Jeśli w wiosce jest studnia, którą my budujemy, z pompą ręczną, to na 40 litrów wody czeka się trzy/cztery minut i można iść do domu. Jest też mniej chorób, ponieważ gdy ludzie piją wodę ze studni otwartych lub stawów, to takie studnie generują wiele zarazków. Woda, którą my pozyskujemy ze studni jest czysta jak woda mineralna.

Jakie problemy towarzyszą budowie studni?

Są to problemy głównie techniczne, ponieważ w Czadzie nie ma firm, które się tym zajmują od A do Z. Misjonarz, który podejmuje się budowy takiej studni, rzeczywiście przypłaca to swoim zdrowiem psychicznym, bo jest dużo stresu i wątpliwości w stylu: „czy przyjadą na czas”, „czy nas nie oszukają”. Trzeba za tymi ludźmi często chodzić i wszystkiego pilnować. Często jest to niezależne od nich, ponieważ części, których używamy w Czadzie trzeba sprowadzić zza granicy – albo z Nigerii, albo z Kamerunu albo z Republiki Środkowo-Afrykańskiej. Często jest tak, że kupi się w stolicy i nie ma kompletu części i trzeba czekać aż to dostarczą. Tak jak mówię, są to problemy głównie natury technicznej, które często dezorganizują pracę pastoralną. Ale mimo to warto, dlatego, że ludzie są bardzo wdzięczni i pomoc od strony socjalnej ma bardzo pozytywny wydźwięk jeśli chodzi o przynależność do Kościoła. Ludzie są bardziej otwarci na Kościół i wdzięczni. Obdarowują też nas dużym zaufaniem, bo ktoś im coś daje, nie oczekując nic w zamian.

Czyli korzyści z budowy studni przez misjonarzy są większe niż towarzyszące im trudności?

Tak, radość z budowy nowej studni i wdzięczność jest ogromna. Mieszkańcy wiosek często mówią, że nie mają nic w ramach rekompensaty, czują się zawstydzeni, bo nie mogą nic dać w zamian. Często dają koguta albo kozę. Mają świadomość, że to jest nic w porównaniu z tym, co otrzymali. Dla mnie jest bardzo pozytywne, że mogę komuś coś dać i nic nie oczekiwać w zamian. Dzięki budowaniu studni dużo odkrywam, bo bywam w wioskach, w których nigdy nie byłem i są to wioski, w których nie ma ani jednej osoby ochrzczonej. My, budując tę studnię nie kierujemy się przynależnością do danej religii. Budujemy je wszędzie, również we wioskach, gdzie obok katolików mieszkają protestanci, muzułmanie, a także animiści.

Czy w związku z tym dzieła socjalne, takie jak budowanie studni, szkół i szpitali nie są zagrożeniem dla misji duchowej?

Myślę, że nie. Jedynym zagrożeniem jest to, że brakuje ludzi. Nas – białych misjonarzy nie ma dużo, a budowa studni to dodatkowa praca, często kosztem obowiązków duszpasterskich. Nam po prostu fizycznie brakuje czasu, żeby robić jedno i drugie. Czasem ograniczam budowanie studni, żeby przygotować osoby do przyjęcia chrztu świętego, ale jeśli byłoby więcej księży, to można byłoby oddelegować ich tylko do dzieł socjalnych. Nigdy natomiast nie wątpiłem, że budowanie studni, szkoły czy szpitala ma sens. W naszej diecezji jest plan pastoralny, gdzie mamy trzy drogi działania: głoszenie słowa, udzielanie sakramentów i dzieła socjalne. To wszystko musi iść w parze, żeby ewangelizacja funkcjonowała. Bo jeśli misjonarz poszedłby głosić słowo Boże i udzielać sakramentów, a nie zadbałaby o ich byt, a miałby środki ku temu, to nie byłoby dobre.

Ludzie chcą, żeby im pokazać, że można żyć lepiej. Byłoby grzechem z mojej strony, gdybym tego nie robił, jeśli są takie możliwości i napływają środki z Polski, a mnie nic to nie kosztuje (oprócz nerwów i stresu). Czasami od mojego zatwierdzenia, że studnia powstanie, zmienia się życie ludzi i kilkadziesiąt osób ma dostęp do czystej wody. To uczy pokory i tego, żeby dać z siebie wszystko, czasem kosztem swojego zdrowia i sił – poświęcić się. Na tym chyba polega rola misjonarza, żeby tracić siebie, dawać siebie innym i umierać. To, co pan Jezus mówił, że ziarno musi obumrzeć, żeby wydać owoc. Ja nigdy nie zwątpiłem, czy warto, bo wiem, że warto. Tylko czasem po ludzku brakuje sił i człowiek czasem nie może już więcej, bo każdy ma swoje możliwości i limity.

Sam będąc w Czadzie przekonałem się, że warto budować studnie. A czy na terenach, gdzie pracują sercańscy misjonarze nowe studnie są jeszcze potrzebne?

Tak, są potrzebne, bo gdyby pomyśleć kategoriami polskimi, gdzie w każdym domu czy gospodarstwie jest woda, to w Czadzie na wioskę, gdzie mieszka kilkaset mieszkańców są dwie lub trzy studnie, a czasem nie ma jej w ogóle. Studnie są ciągle potrzebne, tylko misjonarzom fizycznie brakuje czasu, żeby się tym zająć. Misjonarz, jak każdy człowiek, ma swoje możliwości i limity. To jest jedyne ograniczenie, które sprawia, że nie proszę o tyle, ile potrzeba; tylko o tyle, ile jestem w stanie wybudować i kontrolować. To trochę boli, że można więcej zrobić, ale fizycznie nie damy rady tego ogarnąć.

Czy w tym miejscu chciałby Ksiądz przekazać podziękowania dla naszych Darczyńców?

Chciałbym serdecznie podziękować wszystkim tym, którzy wspierają nasze misje. Miejcie świadomość, że to są wielkie dzieła. Czy jest to budowa studni, szkoły czy czegokolwiek innego. Taka pomoc to coś, co trudno wyrazić słowami… Dopiero kiedy widzi się te projekty, które powstają w samym środku Afryki, człowiek może dostrzec ich owoce. Szczególnie mówię to w kontekście budowy studni, szkół czy przychodni zdrowia. Radość tych ludzi, którzy tam są i korzystają z tego, co my – wszyscy razem – robimy, jest nie do opisania. Te dzieła powstają tylko dzięki pomocy z Polski. Jeśli wsparcie z zewnątrz nie przyjdzie, to po prostu tych projektów się nie zrealizuje. Tam niestety nie ma alternatywy, nie ma takich nakładów finansowych. Ludzie żyją w wielkiej biedzie. Tyle, ile średnio w Polsce zarabiamy dziennie, niektórzy Czadyjczycy dostają jako zapłatę za dwa tygodnie lub cały miesiąc. Na przykład średnia wypłata nauczyciela w czadyjskiej wiosce to od 50 do 70 euro. Wyobraźmy sobie taką sytuację, przekładając to na warunki polskie. Dla kogoś z Polski 70 euro to nie są wielkie pieniądze, ale dla nich to miesięczna pensja.