Nie trudno tu być misjonarzem nadziei! Wystarczy odrobina życzliwości okazana człowiekowi, który jest w potrzebie i jego życie nabiera „jaskrawych kolorów”. Czasem naprawdę niewiele potrzeba, by wlać iskierkę nadziei w serce drugiego człowieka…
Czad, 27 października 2025 roku
Niech będzie pochwalony Jezus Chrystus!
Z dalekiego Czadu przesyłam gorące pozdrowienia dla całej Sercańskiej Rodziny Misyjnej!
W natłoku pracy coraz trudniej jest mi znaleźć czas, by coś napisać…W końcu się zebrałem i piszę kilka słów do moich Przyjaciół misji...
Minął mi dwudziesty rok posługi misyjnej w sercu Afryki – w Czadzie! Jestem wdzięczny Panu Bogu za to, że pozwala mi tu być! Nie choruję (wyjątek to malaria, która dopada tutaj każdego co kilka miesięcy). Mam ciągle dużo sił, by przebywać w terenie, daleko od cywilizacji… Tylko się cieszyć! Oby tak dalej!
Kilka dni temu skończył się Tydzień Misyjny… Tak sobie myślę, że wielu moich przyjaciół pamiętało o mnie w swoich modlitwach… Dziękuję za to duchowe wsparcie!
Ojciec Święty w orędziu na Niedzielę Misyjną wspomniał o tym, by nie bać się być misjonarzem nadziei. Dla nas, głoszących Ewangelię na krańcach świata, nadzieja jest czymś, co podtrzymuje nasze codzienne życie, nasze powołanie i posługę misyjną! Bez nadziei w sercu, trudno byłoby wytrwać w Czadzie. Codzienność „czadyjska” nie jest łatwa… Potrzeba mieć serce pełne nadziei, by móc dzielić się nią z innymi! Dość często boleśnie doświadczam na własnej skórze, że ludzie, z którymi na co dzień przebywam, tracą bardzo szybko nadzieję na lepsze jutro… Na ile mogę, staram się wlewać odrobinkę nadziei w ich serca… Są dwie grupy ludzi, które na co dzień dość mocno doświadczają wsparcia z mojej strony: uczniowie i chorzy.
Prawie każdego dnia przychodzi do mnie jakiś uczeń, by poprosić o wsparcie, bo brakuje mu na zeszyt czy na jakieś przybory szkolne… Przychodzą też ludzie chorzy, prosząc o przysłowiowe „parę groszy”, by kupić sobie lek na malarię lub na dur brzuszny. Dzięki tym małym gestom życzliwości można wlać troszeczkę nadziei w serca miejscowych ludzi, którzy często są bardzo ciężko doświadczeni przez życie. Nie trudno być tu misjonarzem nadziei! Wystarczy odrobina życzliwości okazana człowiekowi, który jest w potrzebie i jego życie nabiera „jaskrawych kolorów”. Bardzo mnie to buduje i motywuje, kiedy widzę, jak ludzie odzyskują wiarę w siebie. Czasem naprawdę niewiele potrzeba, by wlać iskierkę nadziei w serce drugiego człowieka… Wystarczy otworzyć swoje serce i zainteresować się problemami tych, którzy cię otaczają.
Z ciekawostek życia misyjnego, to tydzień temu skończyło się tradycyjne święto szczepu Kabalay. To rdzenna ludność miasteczka Lai, w którym mieszkam. Każdego roku przez cztery dni świętują! Ubierają się w tradycyjne stroje przodków… To znaczy, rozbierają się i noszą tylko opaski na biodrach z jakiejś zwierzęcej skóry. Mężczyźni chodzą bez koszulek, jak dawni wojownicy… Uzbrojeni są w dzidy, maczety i kije. W ciągu dnia można się z nimi spotykać bez większego problemu. Natomiast w nocy lepiej takich spotkań unikać. Nikt, kto nie jest z tego szczepu, kto nie jest inicjowany, nie może po zachodzie słońca wyjść ze swojego podwórka. Nie można używać żadnego światła, latarek, nie można się przemieszczać. Noc to czas, kiedy duchy przodków przechadzają się i nie wypada im przeszkadzać. Jeśli ktoś jest spoza miejscowego szczepu i nie przeszedł inicjacji, a w nocy odważyłby się wyjść ze swojego domu na ulicę i zapalił latarkę – grozi mu to śmiercią. Trzeba respektować tradycję i zwyczaje miejscowych ludzi…
Ze smutnych wiadomości to to, że kolejna moja parafianka zmarła z powodu ukąszenia przez węża. Dziewczyna miała zaledwie 19 lat. Wąż ukąsił ją w nocy, przy drzwiach jej domu. Minęły niecałe dwie godziny od ukąszenia i umarła… Wczoraj, tj. w poniedziałek odprawiałem pogrzeb. Dziewczyna miała na imię Bienvenue. Od trzech lat przygotowywała się do sakramentu chrztu świętego. Na Wielkanoc 2026 roku miała być ochrzczona i przyjąć Pierwszą Komunię Świętą.
Moje codzienne życie przeniknięte jest takimi smutnymi historiami… Jak nie malaria, to jadowite węże zbierają swoje żniwo…
Ważne jest to, by mieć w sercu nadzieję i jej nie tracić! Dlatego bardzo proszę o modlitwę w mojej intencji, by nigdy nie zabrakło mi nadziei!!! Bym potrafił przetrwać trudne chwile, których tutaj w samym sercu Afryki nigdy nie brakuje.
Z darem modlitwy i kapłańskim błogosławieństwem +
ks. Jakub z Czadu

        
    
    
    
		
