Wiatr wiał ponad 300 km/h, czyli właściwe przekroczył skalę, która określa stopień huraganu. Spadł litr deszczu na metr kwadratowy w ciągu doby (w Warszawie jest to przeciętnie 700 ml, ale na rok!). Ogromna katastrofa, niewyobrażalne zniszczenia...
Ksiądz Piotr Sierzchuła to kapłan Archidiecezji Wrocławskiej, który od 2022 roku pracuje jako misjonarz na Jamajce. Posługuje w parafii w Savanna-La-Mar – mieście położonym na zachodnim wybrzeżu wyspy, około 40 kilometrów od Montego Bay.
28 października przez Jamajkę przetoczył się huragan Melissa, cyklon piątej kategorii, który przez długie godziny niszczył wszystko, co napotkał na swojej drodze.
-1761821618.jpg)
Savanna-La-Mar to liczące około 23 tys. mieszkańców miasto portowe. Choć Jamajka kojarzy się z turystyką, ta część wyspy należy do najbiedniejszych i najbardziej zaniedbanych infrastrukturalnie. Właśnie tam posługuje ksiądz Piotr, pełniąc funkcję proboszcza parafii oraz koordynatora kilku lokalnych inicjatyw edukacyjnych.
Na co dzień odpowiada za prowadzenie szkoły podstawowej, która funkcjonuje przy parafii. Edukacja jest jednym z najważniejszych narzędzi pomocy dzieciom w przełamywaniu biedy i przemocy, które są wciąż obecne w jamajskim społeczeństwie. Oprócz pracy w szkole misjonarz m.in. prowadzi lokalną drużynę piłkarską. Jak sam mówi: „Na Jamajce bez piłki ani rusz” – to sposób na budowanie więzi z młodzieżą i uczenie odpowiedzialności.

Praca misyjna na Karaibach nie jest łatwa. W okolicach Savanna-La-Mar regularnie występują tropikalne burze i huragany. Ksiądz Piotr wielokrotnie relacjonował te wydarzenia w swoich mediach społecznościowych. Nie dalej jak rok temu, w lipcu 2024 roku, parafię nawiedził huragan Beryl, który zerwał dach z kościoła. Sercańska Rodzina Misyjna pomogła wtedy ten dach odbudować. Dziś nie tylko dachu nie ma, cała świątynia została obrócona w gruzy...
Jeszcze przed uderzeniem Melissy ksiądz Piotr za pośrednictwem swojego kanału „Misje dobrych czynów” na FB przekazywał informacje dotyczące przygotowań do walki z żywiołem. W ostatnim nagraniu wideo apelował do wiernych z Polski: „Módlcie się za nas”. Nagrał je, ukrywając się w łazience swojej misji, jedynym miejscu bez okien, które mogło dać schronienie przed huraganem. Podkreślał, że mimo trudnych warunków pozostaje na miejscu, aby wspierać lokalnych mieszkańców.
„Szczęść Boże! Udało mi się wysłać wiadomość i zdjęcia dzięki mojemu sąsiadowi, który ma Starlinka. Miasto jest bardzo zniszczone. Ja nie mam kościoła. Kościół się cały zawalił. Nasza parafialna szkoła też jest uszkodzona. Bardzo wiele osób, szczególnie w tych biedniejszych dzielnicach straciło domy. Drogi są poblokowane. Stacje benzynowe nie czynne” – to wiadomość, którą otrzymaliśmy od księdza Piotra po ponad 24 godzinach ciszy i niepewności.

Na swoich mediach społecznościowych napisał: „Dziękuję wszystkim za modlitwę. Razem z Nalą (pies przyjaciel misjonarza – przyp. red.) udało nam się przetrwać. Wiało potwornie. Dużo osób mówi, że pierwszy raz doświadczyło takiego huraganu. Miasto jest odcięte, nie ma możliwości dostania się do innych miejscowości. Straciliśmy kościół, nasza szkoła poważnie ucierpiała. Nie ma elektryczności. Szpital ma poważne problemy. Na szczęście mój dom przetrwał. Dużo ludzi straciło dach nad głową. Dzisiaj cały dzień spędziłem na sprawdzaniu ludzi, czy są cali i zdrowi. Ludzie zaczynają pytać się o ubrania, leki, żywność. Proszę o modlitwę. Co mnie cieszy, ludzie sami się organizują, naprawiają domy, sprzątają ulice”.
Huragan Melissa był jednym z najsilniejszych w historii Jamajki, cyklonem piątej kategorii, którego wiatr osiągał prędkość 300 kilometrów na godzinę. Przez długie godziny niszczył wszystko, co napotkał na swojej drodze. Wiatr zrywał dachy, łamał drzewa jak zapałki, zrywał linie energetyczne, a fale sztormowe zalewały całe miejscowości. Ulewne deszcze, trwające nieprzerwanie przez kilkadziesiąt godzin, doprowadziły do lawin błotnych i powodzi. Huragan poruszał się bardzo wolno – prędkość przemieszczania wynosiła zaledwie kilka kilometrów na godzinę, co wydłużało czas działania żywiołu nad wyspą.
Choć początkowe prognozy wskazywały, że trajektoria przejścia huraganu wiedzie przez wschodnią cześć wyspy, ostatecznie największe spustoszenie huragan wyrządził w jej południowo-zachodniej części, nazywanym często „spichlerzem Jamajki”. To właśnie tam leży Savanna-La-Mar, gdzie pracuje nasz zaprzyjaźniony misjonarz. Jamajski rząd uznał całą wyspę za teren dotknięty klęską żywiołową.
Szczęśliwie ksiądz Piotr, mimo ograniczeń, ma dostęp do internetu. Dzięki jego relacjom możemy zobaczyć, jak wyglądały pierwsze chwile po przejściu huraganu i jakie są najpilniejsze potrzeby w jego parafii. Zniszczenia materialne są ogromne, a odbudowa powalonych budynków może potrwać lata. Najważniejsi są jednak ludzie: „W pierwszej kolejności chcę pomóc dzieciom. Ci, którzy stracili domy, stracili wszystko. Dzieci nie mają teraz ani mundurków, ani przyborów szkolnych, ani książek. Chcę też przy parafii zorganizować pomoc żywnościową, bo już przychodzili do mnie głodni ludzie w prośbą o wsparcie”.
Odpowiadając na PILNĄ potrzebę pomocy ofiarom huraganu na Jamajce w pierwszych godzinach po kataklizmie otworzyliśmy zbiórkę na ten cel.

 
        
    
    
    
 
		
